czwartek, 21 marca 2013

Kajdanki i inne gadżety

Jeszcze nie tak dawno erotyczne akcesoria uważane były za oznakę rozwiązłości. Dziś seksuolodzy polecają je parom, bo wzmacniają więź między kochankami.



Erotyczne zabawki urozmaicają współżycie i otwierają na nowe doznania

Na początku jedno zastrzeżenie: dobrym erotycznym gadżetem nie jest kiepskiej jakości atrapa członka za 20 zł.

- Takie rzeczy kobiety dostają czasem od kolegów na imieniny lub urodziny. Większość panów chce rozśmieszyć koleżanki, może lekko zawstydzić, ale są też tacy, którzy pragną je... rozbudzić - mówi z przekąsem Andrzej Gryżewski, seksuolog.

Jeszcze kilka lat temu mężczyźni z nieufnością traktowali sytuację, w której to kobieta proponowała zabawę gadżetami. Potrafili nawet wycofać się z aktywności seksualnej. Inicjatywę partnerki traktowali jako rywalizację oraz przegraną. Reklama

- Teraz większość panów podchodzi do gadżetów z ciekawością - zaznacza Andrzej Gryżewski. - Wiedzą, że to oni trzymają np. wibrator i to przy nich partnerka otwiera się na eksperymenty. To napawa ich dumą. Chociaż, oczywiście, zdarzają się i tacy, którzy niepokoją się, że w seksie stracą znaczenie.

Kiedy sięgamy po erotyczne zabawki

Akcesoriów używają najczęściej pary, które kochają się rzadziej, a ich współżycie nie jest tak satysfakcjonujące jak kiedyś. Ale to oczywiście nie jest reguła!

Anna Moderska, koordynatorka konsultantek erotycznych Fun Factory (jednego z największych w Polsce sprzedawców seksualnych gadżetów) zauważa: - Bardzo często o zabawki tego typu pytają pary ze sporym stażem, często w udanym związku, które chcą przeżyć coś ekscytującego.

Młodym ludziom, którzy dopiero odkrywają własne ciała, wspomagacze są raczej niepotrzebne, sięgają po nie bardziej doświadczeni, którzy pragną przeżyć dojrzałą erotyczną przygodę. Co kryje się w szufladach sypialni

Pary, które dopiero się poznały, kupują futrzane kajdanki, pejczyki i lateksowe maski. Swoje miejsce w naszych sypialnianych szufladach zajmują też kulki gejszy. Niektóre kobiety dzięki nim nabywają umiejętności szybszego osiągnięcia orgazmu.

- Z kolei mężczyźni lubią różnego typu nakładki na członek. W sprzedaży są zestawy kilku nakładek. Na każdy dzień tygodnia można stosować inną - opowiada Andrzej Gryżewski.

- Wciąż w cenie jest również bielizna erotyczna. Po kilku latach związku to częściej panie są stroną inicjującą kupno takiej bielizny. Mają wtedy poczucie, że dzięki niej współżycie robi się bardziej odświętne.

Popularne są też żele intymne. Głównie ze względu na funkcję użytkową (zapewniającą większe nawilżenie), właściwości (rozgrzewające, chłodzące), zapach (egzotyczny, zmysłowy). Najwyższej jakości gadżety kupują zazwyczaj pary, które dawno zaczęły przygodę z eksperymentowaniem w seksie.

Do polskich sypialni dotarł już nawet wibrator dla par tzw. DeLight, zwany maszynką do wyciskania orgazmów. Jednocześnie masuje cztery najbardziej wrażliwe punkty kobiety: punkt G, wejście do pochwy, pochwę oraz łechtaczkę. Spośród tych najpopularniejszych, seksuolodzy polecają wibratory w cenach od 100 do 160 zł.

Posiadają kilka prędkości, mają różne rodzaje wibracji. Często są połączone z delfinkiem czy króliczkiem stymulującym łechtaczkę. W trzon wibratora są wbudowane kulki, które poruszają się rotacyjnie, co daje szeroki wachlarz doznań.

Dużym zainteresowaniem cieszą się designerskie produkty: złote, srebrne, metaliczne, wielkości szminki. Jeszcze inne mają żywe kolory (limonkowy, malinowy, burgundowy) i przedziwne kształty. Można także wybierać wśród wibratorów typu "królik" spopularyzowanych w serialu "Seks w wielkim mieście". Składają się z dużego trzonu, który wypełnia i masuje pochwę, oraz stymulatora łechtaczkowego.

Uwaga! Seksuolodzy przestrzegają przed zakupem pompek do penisa powiększających wzwód. Choć są bardzo reklamowane, nie warto wydawać na nie pieniędzy, ponieważ nie dają spodziewanych efektów. Poza tym źle stosowane mogą bardziej zaszkodzić, niż pomóc.
Dlaczego warto je wypróbować

Dobre erotyczne akcesoria przełamują sypialnianą rutynę - warto więc zainteresować się nimi, kiedy masz wrażenie, że współżycie stało się monotonne, że "wszystko już było". Albo jeśli uważasz, że masz ochotę spróbować czegoś nowego. Po drugie, używanie gadżetów w łóżku paradoksalnie scala i zbliża kochanków.

- Mogłoby się wydawać, że mały sztuczny przedmiot nie jest w stanie zwiększyć intymności, a jednak tak się dzieje - twierdzi Andrzej Gryżewski. - Używanie akcesoriów to wprowadzanie nowości w związek, otwarcie się na przyjemność i eksperymenty w seksie. Jeżeli do tej pory nie miałaś okazji do wypróbowania erotycznych gadżetów, nie wahaj się, skoro czujesz taką potrzebę. Twój partner nie powinien się wzbraniać. Ale gdy będzie to uważał za coś niepokojącego, możesz mu opowiedzieć o korzyściach ich używania. Na pewno zaintryguje go zapowiedź: "Dzisiaj będziemy bardzo

wtorek, 19 marca 2013

Fellatio - krótka historia

Wielu mężczyzn o nim marzy, niektórzy rozkoszują się nim często. Wiemy, jak seks oralny wygląda, ale jaka była jego historia?

Pierwszy szczegółowy opis fellatio podał praktycznie zapomniany dziś poeta Archiloch, żyjący w VII wieku przed naszą erą. Napisał on hymn o fellatio, które w starożytnej Grecji było bardzo popularne. Wręcz pochwalano tę metodę seksu, jako najprzyjemniejszą. A do tego symbolizował władzę i wysokie stanowisko.

W starożytnym Rzymie było otoczone tabu, choć nikomu nie przeszkadzało by się w ten sposób zabawiać. Jedynie źle widzianym było chwalenie się tego typu uciechami. Miało to zostać całkowicie za przysłoną sypialni. Choć samo Rzymianie przesadnie wstydliwi nie byli, to jednak w tej kwestii pozostali bardzo purytańscy.



Jednak też traktowali ten rodzaj seksu jako potwierdzenie swej pozycji w społeczeństwie. Jeśli przyjemność oralną dawała osoba, która miała ten sam status społeczny i reputację, jak osoba nią obdarowywana, to uznawane to było za poniżające. Z kolei, gdy dawcą tej przyjemności była kobieta z niższej klasy społecznej, to nikt nie miał nic przeciwko temu.
Chińczycy natomiast zachęcali mężczyzn do pieszczenia łechtaczki partnerki językiem, gdyż miało im to zapewnić wieczną młodość i zdrowie. Natomiast fellatio było postrzegane jako sposób odwdzięczenia się przez partnerkę.

Aby osiągnąć nirwanę

Najbardziej liberalni w kwestii seksu od wieków byli mieszkańcy Indii. Choć i oni przebyli długą drogę i seks oralny w wielu okresach był jeśli nie zakazany, to przynajmniej niemile widziany. Kamasutra pochodząca z pierwszych wieków naszej ery jest w dużej części poświęcona seksowi oralnemu i szczegółowo opisuje każdy aspekt tego rodzaju miłości. Autor Kamasutry napomina, że ten sposób sprawiania przyjemności jest wykonywany głównie przez "niecnotliwe kobiety".

Pisze też, że jest to praktyka, która, jeśli nie doprowadzi do pełnego stosunku, jest degradująca i nieczysta, a jej napiętnowani wykonawcy będą unikani jako potencjalni partnerzy w wielu regionach kraju. Zwykle jednak Hindusi traktują seks oralny jako wielki rarytas i rodzaj pieszczot, który najbardziej pobudza i zbliża kochanków. Pieszczota ta miała też, jak i każdy seks, pomóc w zbliżeniu się do nirwany i osiągnięcia pełnego szczęścia.

Zakazany owoc

Pieszczoty oralne są i były też praktykowane od wieków przez australijskich Aborygenów. Później, w okresie kolonizacji kontynentu były zakazywane przez chrześcijańskich misjonarzy jako nieczyste. Zakaz uprawiania seksu oralnego przez wyznawców chrześcijaństwa łączy się oczywiście z przekonaniem, że nie prowadzi on do prokreacji, przez co jest daremny, bezużyteczny, a do tego brudny, bo narządy płciowe są nieczyste.

To przeświadczenie dominowało we wszystkich krajach, gdzie dominująca była religia chrześcijańska. Od średniowiecza pieszczoty oralne były niemile widziane w całej Europie, północnej Afryce do czasów islamskich, a później w obu Amerykach. Nigdy takich zakazów nie stosowali "Starsi Bracia w Wierze", dla których jest to jeden ze sposobów urozmaicenia sobie życia w sypialni.

Prawdziwy problem pojawia się wśród wyznawców islamu. Sama religia nigdy nie określała, czy ten sposób uprawiania seksu jest zakazany. Skutkuje to do dziś sporami ideologicznymi współczesnych islamskich teologów, czy można, czy też Allah zabrania. Jeszcze przed 300 laty takich problemów nie posiadali i kilku islamskich autorów rozwodziło się nad urokami seksu oralnego.

Seks oralny został uratowany dla ludzkości dzięki branży porno, która obdarła go całkowicie z tajemnicy i wręcz wystawiła na światło dzienne. Dziś nie stanowi on tabu. Nikt już nie skazuje na biczowanie za fellatio, ani nie grozi potępieniem. Warto więc skorzystać z uroków przyjemności, która była zakazana przez wieki.

interia.pl

piątek, 8 marca 2013

Namiętny pocałunek - sposób na umocnienie

Dla mężczyzny to wstęp do seksu. Dla kobiety - coś o wiele więcej! Intymna chwila, która tworzy więź z ukochanym.



Pisarz Joseph Conrad powiedział kiedyś, że "pocałunki to pozostałości języka raju na ziemi". Całowanie się to prawdziwa magia! Wiele osób uważa, że wymiana pocałunków jest czymś intymniejszym nawet od seksu! - Nic dziwnego: usta i język są niezwykle bogate w receptory nerwowe. Ich wrażliwości z niczym się nie da porównać - mówi Joanna Twardo-Kamińska, seksuolog i psycholog. W dodatku pocałunek to prawdziwa uczta dla wszystkich zmysłów: całując się, czujemy zapach partnera, smakujemy go i dotykamy, a nasz oddech miesza się z jego oddechem. Oszałamiać mogą nas też jego feromony, których spora ilość wydzielana jest przez skórę na górnej wardze, skąd trafia prosto do naszego nosa.

Czym jest dla ciebie, czym jest dla niego

Uważa się, że pocałunki jako gest erotyczny rozwinęły się ponad półtora tysiąca lat temu dzięki Kamasutrze. Dziś całujemy się wszyscy. I bardzo dobrze! Jednak dla kobiet i dla mężczyzn pocałunek znaczy często coś zupełnie innego.

Działa jak ostrzeżenie

Pocałunek to przede wszystkim wymiana informacji. Kobiety poznają po nim, czy mężczyzna jest tym wymarzonym, właściwym. Panowie nie przypisują mu aż takiego znaczenia. Dr Gordon Gallup z New York State University odkrył w badaniach, że aż 66 proc. kobiet traci zainteresowanie potencjalnym partnerem, gdy pierwszy pocałunek je rozczaruje. Mężczyźni są mniej wybredni: deklarowali gotowość pójścia do łóżka także z kobietą, z którą się im kiepsko całowało! Co ciekawe, większość mężczyzn przyznała, że mogą uprawiać seks zupełnie bez całowania się. Dla kobiet to nie do pomyślenia.

Buduje więź

W trakcie pocałunku wydziela się bowiem (u obu płci!) sporo oksytocyny, hormonu, odpowiedzialnego za przywiązanie i więź emocjonalną. Psycholog Wendy L. Hill z Lafayette Colege tłumaczy tym męską niechęć do całowania: boją się, że zbytnio się zaangażują... Obowiązkowy w grze wstępnej Panowie widzą w całowaniu głównie wstęp do seksu. Wolą też pocałunki wilgotne, głębokie - a im głębsze, tym lepiej. My, kobiety, czujemy potrzebę pocałunków przed, w trakcie i po zbliżeniu. I nie ma znaczenia, czy są głębokie. Ale jeśli ich zabraknie, czujemy się wykorzystane! Określa relacje Pocałunki spełniają rolę papierków lakmusowych nie tylko na początku związku, lecz i w czasie jego trwania. - Kobiety poprzez pocałunki badają, jaka jest w tym momencie ich pozycja w związku: czy partner jest oddany, wierny i zainteresowany nimi - wyjaśnia seksuolog Joanna Twardo-Kamińska.

Całujcie się dla dobra związku

Terapeuci małżeńscy ubolewają, że z biegiem lat całujemy się coraz mniej. - Im dłużej trwa związek, tym mniejszą wagę przywiązujemy do pocałunków, zwłaszcza mężczyźni. Wielka szkoda, bo to odbija się negatywnie na relacji partnerskiej - uważa seksuolog. Warto się całować, nawet gdy czas uniesień macie już dawno za sobą.

Podtrzymacie intymną więź

Więcej pocałunków to więcej czułości między partnerami, a przecież wzajemna czułość i bliskość są niezbędne, by związek kwitł, rozwijał się.

Pocałunki wpływają na pogłębienie bliskości.

Całujcie się codziennie, rano, po pracy, przed snem. Muśnij go delikatnie ustami, kiedy się przeciąga, lub przy śniadaniu, kiedy dopija resztę kawy. Takie spontaniczne pocałunki przypominają o więzi, która was łączy, rozluźniają, poprawiają nastrój.

Zwiększycie apetyt na seks

Nie zapominajcie jednak o tych bardziej namiętnych pocałunkach. Bardzo często pary po kilku latach związku przestają się namiętnie całować. A szkoda. Gorący pocałunek rozgrzewa zmysły i jest świetną zachętą do seksu. Ważna jest także regularność! - Jeśli mężczyzna często całuje kobietę, ona częściej ma ochotę na seks. Regularnie, namiętnie i chętnie całowana kobieta, będzie chciała się więcej kochać, bo będzie się czuła bezpieczna, upragniona, kochana i pożądana - podkreśla Joanna Twardo-Kamińska. Może wspomnisz o tym mężowi, który za rzadko cię całuje?

Jak go do tego zachęcić?

Macie za sobą baaardzo długi staż i wydaje ci się, że już nie pora na namiętne całowanie? A może nawet byś chciała, ale on uważa to za babskie wymysły? A może się wstydzi... Obejrzyjcie film, w którym bohaterowie całują się. Przytul się do partnera i powiedz: "Ja też tak chcę!". Powiedz mu o tym! Komunikaty: "nikt nie całuje tak, jak ty" albo "twoje pocałunki doprowadzały mnie kiedyś do szaleństwa, czy jeszcze to potrafisz?" podziałają na męskie ego jak najlepsza zachęta. Nie tylko usta... Jest wiele wrażliwych rejonów ciała, które powinny być zasypywane pocałunkami. Należą do nich np. uszy - bardzo wrażliwe są zarówno ich płatki, jak i pozostała część małżowiny usznej. Pieszczota jej wnętrza ciepłym językiem i gorącym oddechem daje niezapomniane wrażenia! Mężczyźni uwielbiają być całowani i delikatnie kąsani po bokach szyi i górze ramion. Spróbuj, twój mąż na pewno nabierze ochoty na całowanie!

Agata Domańska http://kobieta.interia.pl/uczucia/news-namietny-pocalunek-sposob-na-umocnienie-zwiazku,nId,939983

Żigolak - Wesołe życie utrzymanka?

To nie męskie prostytutki. Ani panowie do towarzystwa, jakich coraz więcej można znaleźć w sieci. To prawdziwi żigolacy – tak przynajmniej o sobie mówią. Utrzymankowie.



Nie skaczą z kwiatka na kwiatek, z jedną kobietą potrafią spotykać się latami. Albo mają dwie - trzy stałe klientki, o które się troszczą. Od "normalnego" związku ich relacje różni tylko jedno - kobiety, z którymi są, płacą im za to duże pieniądze. Za "bycie", nie za seks.

Krok po kroku

"Zostanie żigolakiem może nie być proste.

- Pierwsza rzeczą, jaką musisz zrobić, jest zadbanie o wizerunek. Wybierz się do fryzjera, by porządnie się ostrzyc. Zalecane jest także usunięcie włosów z pozostałych części ciała, włosy łonowe powinny być możliwie jak najkrótsze, natomiast włosy z pośladków i spomiędzy pośladków trzeba zupełnie usunąć. - Przeglądnij swoją garderobę i wybierz kilka przyzwoitych ubrań. Musisz wyglądać na faceta z klasą, który odnajduje się w każdej sytuacji. - Następnym krokiem jest zdobycie klientów. Jest wiele sposobów, by to zrobić. Możesz kręcić się w pobliżu miejsc, gdzie przebywają zamożne kobiety, ale możesz także skorzystać z niewyczerpanych możliwości internetu. - Nieco trudniejszym, ale za to przyjemniejszym sposobem na zarobienie dużych pieniędzy, jest wyjazd za granicę i świadczenie usług paniom uprawiającym modną obecnie seksturystykę. Zapoznaj się ze zwyczajami mieszkańców kraju, który wybrałeś i dopasuj się do nich lub po prostu udawaj, że jesteś jednym z nich. Zatrudnij się w miejscu, gdzie będziesz miał styczność z turystkami z innych krajów i zaprezentuj swoją ofertę. Musisz być jednak dżentelmenem. Bycie atrakcyjnym i uroczym z pewnością nie zaszkodzi. Większość kobiet chętnie "pomoże" finansowo młodemu, atrakcyjnemu mężczyźnie. - Pamiętaj, że kobiety nie zawsze oczekują seksu, a jeśli już, to nie może to być "sam seks". Kobiety chcą być odpowiednio traktowane, pragną rozmowy i przyjaźni. Seks jest dla nich tylko uzupełnieniem, dodatkiem." Powyższy fragment tekstu to część przewodnika "jak zostać prawdziwym żigolakiem". Choć banalny i nieco modyfikowany w sieci na dziesiątki sposobów, trzyma się jednak pewnych zasad wyznawanych przez utrzymanków. Bądź atrakcyjny, dbaj o ciało, bo to twoje narzędzie pracy i dopieszczaj kobiety, bo to twoi pracodawcy.

Jak w bajce

Artur nie spotkał jeszcze miłości swojego życia. To znaczy, kiedyś wydawało mu się, że spotkał, ale później okazało się, że niekoniecznie. "Miłość" go zdradziła i wpadła z innym. Dziś wspomina to z grymasem irytacji na ustach. Od tego czasu żyje hołdując zasadzie, że "nic nie jest prawdziwe, jeśli chodzi o uczucia". Artur jest wysokim brunetem, z dużymi brązowymi oczyma, wysportowaną sylwetką i uroczym, nonszalanckim uśmiechem. Skończył studia w Krakowie, od prawie ośmiu lat pracuje jednak za granicą, głównie w krajach hiszpańskojęzycznych. Dużo podróżuje. Po Europie, Ameryce Łacińskiej, ostatnio po Azji. Tego wymaga praca. Ale też ta sama praca daje dużo swobody. Jest konsultantem w jednej z dużych amerykańskich korporacji działającej w sferze nowych technologii. I utrzymankiem. To jego druga praca. "Zarabiałem całkiem nieźle, nieźle, żeby się utrzymać na przyzwoitym poziomie, ale już nie na tyle dużo, żeby spełniać wszystkie swoje zachcianki, jak wypady w egzotyczne miejsca, do luksusowych hoteli, bardzo markowe ubrania i równie markowy sprzęt, głównie fotograficzny." Jak przyznaje, nigdy specjalnie mu to nie przeszkadzało. A okazja na dodatkowe zachcianki pojawiła się sama. A jeśli coś pojawia się samo i jest dobre, to tylko idiota pozwoli temu odejść. "Jakieś półtora roku temu, na jednym ze służbowych spotkań, poznałem piękną i uroczą kobietę. Jest Japonką. Ma 43 lata, dwoje dzieci i od kilku lat jest rozwiedziona. Poza tym, jest właścicielką sieci sklepów odzieżowych, bardzo dobrze sytuowaną. Ale samotną. Tak się złożyło, że spędziliśmy ze sobą sporo czasu. Najpierw na bankiecie, następnego dnia na lunchu. Zwykłe, miłe rozmowy. Bez podtekstów. Kiedy rozstawaliśmy się, wymeldowując się z hotelu, moja towarzyszka zapytała wprost, czy nie szukam kobiety, z którą chciałbym się związać. "Jesteś młody, bardzo atrakcyjny i bardzo miły. Podobasz mi się, a wydaje mi się, że i ja podobam się tobie. Co byś powiedział, gdybym zaproponowała ci spotkania dla przyjemności?" - powiedziała wprost." Artur był zaskoczony takim obrotem spraw, zwłaszcza, że podobne sytuacje widział do tej pory jedynie w filmach i nie myślał, że coś takiego przytrafi się akurat jemu. Ale odpowiedział: "tak". "Co mogę powiedzieć. Od ponad roku żyję jako utrzymanek i bardzo mi się to podoba! Układ mamy jasny: spotykam się tylko z nią, wtedy, kiedy ona ma czas. Zrezygnowałem z dodatkowych obowiązków w firmie, żeby być bardziej dyspozycyjnym. Opłaciło mi się to. Moja pani, nazwijmy ją na potrzeby tej rozmowy, Evą, opłaca mi mieszkanie i hotele, w których zatrzymuję się w czasie pracy i podróżując za nią. Przy każdym spotkaniu dostaję od niej bardzo wartościowy prezent: ubrania, perfumy, sprzęt. No i same wyjazdy. Zwykle na kilka dni w miesiącu, ale do najwspanialszych miejsc na świecie. Kuba, Malediwy, Hongkong. Trochę żyję jak w bajce. Tym bardziej, że Eva jest bardzo atrakcyjną kobietą. I ma tak naprawdę jedno wymaganie: nie mogę spotykać się z nikim, kiedy z nią jestem. Jestem w stanie je spełnić, bez żadnych problemów. Warunek z mojej strony? Eva nie może się we mnie zakochać. Tutaj też stawiam sprawę jasno. Jest dobrą kobietą, ale nie widzę się z nią za dwa, trzy lata. Nie chciałbym jej jednak skrzywdzić, dlatego taki warunek. I ona to rozumie. Oboje czerpiemy z tej relacji korzyści. I to jest dobre. Tyle. Nie wiem, czy jestem "typowym żigolakiem", nie znam się chyba na tym za bardzo. Wolę mówić "utrzymanek", to chyba bardziej zbliżone do rzeczywistości."

Nie pójdę z byle kim

"Jak bym się opisał w jednym zdaniu? Szczerze? Mam na imię Tomek (to oczywiście nie jest moje prawdziwe imię, ale tego ci nie zdradzę), mieszkam w Warszawie (choć wcale tam nie mieszkam, ale nie musisz o tym wiedzieć), spotykam się z tobą na seks (choć ty w większości przypadków wolisz tylko moje towarzystwo).
Czy jestem prostytutką? Nie, nie nazwałbym się tak. A jak? Mężczyzną do towarzystwa. Żigolakiem? Pewnie. To słowo nie oznacza prostytuowania się, tylko pewnego rodzaju prestiż bycia "towarem wyjątkowym". Nie szmacę się z byle kim, nie pójdę z każdą zdesperowaną starą kobietą do łóżka, jestem, nazwijmy to, "towarem ekskluzywnym", więc muszę się cenić. Tylko dobre towarzystwo podnosi jakość marki, prawda?" Tomek ma 26 lat. Jest brunetem. Studiował zarządzanie i marketing, ale rok temu zaczęło mu brakować czasu na zajęcia, więc zawiesił studia. Na zdjęciach, które wysyła klientce przed spotkaniem, prezentuje tors - opalony, gładki, dobrze wymodelowany. Chwali się też plecami - kiedy założy ramiona za głowę, wyglądają bardzo atrakcyjnie, mięśnie prężą się niezwykle widowiskowo. Twarz - przystojna, kwadratowa szczęka, ciemne oczy, grube brwi, lekki zarost. Miły uśmiech. Oczywiście, jeśli klientka sobie tego życzy - wysyła też zdjęcia pośladków i penisa. Również we wzwodzie. Jak sam mówi - to narzędzie pracy, więc nie ma się czego wstydzić.

"Dbam o siebie. Solarium - ale bez przesady, raz w tygodniu, żeby zachować zdrowy kolor skóry. Siłownia - dwa razy w tygodniu, żeby mięśnie utrzymywały swój atrakcyjny wygląd. Raz na dwa tygodnie wizyta u kosmetyczki i fryzjera. Raz na tydzień manicure - kobiety bardzo zwracają uwagę na dłonie... Markowe ubrania - na każdą okazję, od garnituru, przez strój codzienny, sportowy, mam nawet strój narciarski, bo dwa razy zdarzyło mi się wyjeżdżać w góry. Dobre buty - klasę mężczyzny poznaje się po butach. Dobry zegarek. Perfumy. Chadzam do kina, znam najnowsze trendy w modzie, interesuję się muzyką klasyczną, czytam co najmniej jedną książkę miesięcznie, tylko o polityce nie rozmawiam. Mam też hobby - wspinaczkę. Myślę, że mogę o sobie powiedzieć, że jestem facetem z klasą. Kobiety to lubią. I ja je lubię. To działa w dwie strony."

Stała praca

Tomek spotyka się zwykle z trzema, czterema różnymi klientkami w tygodniu. Zwykle wychodzi na służbowe i półsłużbowe kolacje i bankiety. Do kina, teatru, filharmonii. Mniej więcej w połowie przypadków pierwsze spotkanie kończy się seksem. Mniej więcej połowa klientek umawia się na kolejne spotkanie.
"Nie miałem jeszcze niezadowolonej klientki. Zwykle, zanim skończymy w łóżku, poznaję każdą z pań na wcześniejszym spotkaniu. To są piękne, samotne, często smutne kobiety. Mają po 30, 40, niektóre 50 lat. Pachną, wyglądają, są czarujące i zabawne. Szukają miłego towarzystwa, ale nie chcą zobowiązań. Nie stać je na to. A niektóre mają za sobą przykre związki z przeszłości. Wolą więc zapłacić profesjonaliście i mieć pewność, że nie wywinę im żadnego numeru, niż ryzykować z kolejną niepewną znajomością.
Nie przyjmuję zleceń od kobiet, powiedzmy, bardzo zaniedbanych, otyłych, starych, tak, starych - nie muszę tego robić. Zresztą w opisie mam ustawiony przedział wiekowy - do 50 lat. Jak już wspominałem, muszę dbać o swoją markę - między innymi za to panie mi płacą. Za moją wyjątkowość.

Do czego dążę? Do stałej pracy, jak każdy. Do tego, żeby mieć ze cztery stałe klientki i nie musieć cały czas starać się o nowe. Na razie mam dwie. Już od roku. Spotykam się z nimi raz, dwa razy w miesiącu. Rozmawiamy, miło spędzamy czas, idziemy do łóżka. Rano czasami robię kawę, a czasami zostawiam kwiatka na poduszce z karteczką, na której piszę "Miłego dnia". Jest miło. Przyjemnie. Nie zmuszam się do uprzejmości. To przychodzi mi naturalnie. Uśmiech kobiety, dla której pracuję, to priorytet. Zadowolenie na jej twarzy. Jej orgazm..."

Za obopólną korzyścią

Miłość? Nie. Fascynacja? Owszem. Nawet nie zawsze za kasę. Wystarczą prezenty lub tylko seks. Starsze kobiety coraz częściej zaczynają szukać u młodszych mężczyzn nie tylko stabilizacji. Czasem chodzi po prostu o przygodę. I tutaj sprawdza się "utrzymanek". Bo przecież żadna nie chce przyznać się do korzystania z usług prostytutki. Robert ma 20 lat. Jest z województwa pomorskiego, mieszka niedaleko centrum Gdańska. Uczy się w technikum. - Związki ze starszymi kobietami powinny wręcz opierać się na sprawach materialnych. Kobieta dostaje to, czego chce i ja również jestem zadowolony. Taka "sponsorka" nie pragnie uczuć, obdarowywanie nimi młodego mężczyzny może być dużym błędem - mówi na podstawie swoich doświadczeń ze starszymi kobietami Robert.
Jak podkreśla, zawsze były to relacje typu "pan do towarzystwa". Najstarsza kobieta, z którą się spotykał miała 40 lat. A miłość? Robert jest zakochany. W dziewczynie trochę młodszej od siebie. Ale miłość i układy towarzyskie to dla niego odrębne sprawy. W rozmowie z ukochaną przyznałby się do spotkań ze starszymi kobietami, ale mówiłby o tym, jak o randkach. Tylko, gdyby zapytała. - Kobieta z paroma latami do przodu wie, jak zaspokoić mężczyznę. A, co najlepsze, sama również wie, czego chce. Pierwsze kroki w sypialni lepiej stawiać wiedząc, że przynajmniej jedna strona wie, co robi - mówi Robert. 20-letni uczeń technikum przyznaje, że znaleźć "chętną czterdziestkę" w internecie nie jest trudno. W jeden z układów Robert wdał się, kiedy poznał samotną czterdziestolatkę w jednym z gdańskich klubów. - Zdziwiło mnie, że taka kobieta siedziała sama, bez towarzystwa. Po chwili rozmowy zaproponowałem przejście "do rzeczy", oczywiście nie dosłownie. Do Gdańska przyjechała w delegację służbową. Spędziliśmy razem parę nocy. To ona płaciła za wszystkie kolacje, wejścia do klubów, itd. Mówiła, że potrzebuje "ochroniarza" w obcym mieście. W końcu wyjechała nie zostawiając żadnego adresu, ani informacji - mówi Robert.

Dorobić do pensji

Jan ma 35 lat i mieszka w woj. warmińsko - mazurskim. Z zawodu jest budowlańcem. Związki ze starszymi kobietami traktuje jako formę "dorobienia sobie". Na ten pomysł wpadł niedawno. Był w jednym tego typu układzie. Na razie jest na etapie szukania kolejnej sponsorki. - Mam przyjemność z takich spotkań, ale i korzyści, prezenty - mówi Jan. Kobieta, z którą się spotykał była od niego starsza o 12 lat. Widywali się przez pół roku, dopóki nie postanowił, że czas na zmiany. Jan za seks dostawał prezenty w postaci drogich perfum czy markowych ciuchów. Pieniędzy nigdy nie brał. Teraz ma większe wymagania, niż za pierwszym razem. Kobieta, z którą będzie się spotykał, oprócz tego, że ma mieć pieniądze i urodę, musi mieć też klasę. Jak sam mówi: "nie może być niedorobionym babsztylem". Różnica wieku, jaką dopuszcza to 15 lat. - Jeżeli trafię na kobietę swojego życia, to zakończę znajomości i spotkania ze starszymi. Myślę, że się nie przyznam. W końcu każdy ma na sumieniu jakieś grzeszki - mówi 35 latek.

Aneta Zadroga, Anna Chodacka

środa, 6 marca 2013

Kabazza: wagina ma takie orgazmy, na jakie zasłużyła



To nie kolejny mit o Baubo i rozgadanej pochwie, ani opowieść o vagina dentata – rzecz o niezwykłej, choć prawdziwej, technice miłosnej, w której wagina obsypuje pocałunkami. – Kabazza (in. singapurski pocałunek) daje adeptkom tej sztuki i ich kochankom niewiarygodnie silne orgazmy. Rzecz o tym, czym jest singapurski pocałunek i jak sprawić by wagina zrobiła cmok, cmok.

Kabazza (dosł. wstrzymująca) to technika seksualna polegająca na doprowadzeniu mężczyzny do orgazmu wyłącznie skurczami mięśni waginy, bez wykonywania ruchów frykcyjnych. Etymologicznie termin ten wywodzi się z krajów arabskich, gdzie owa technika znana była także jako „aksamitny ucisk”. Kabazza w kraju swego pochodzenia – Indiach, określana mianem „sahajoli”, była praktykowana przez tancerki poślubione bóstwom (dewadasi). Dalej na Wschód prostytutki mówią o niej „singapurski pocałunek”. W kulturze zachodu ta miłosna umiejętność, jak i sama sztuka treningu i kontroli mięśni dna miednicy, nosi nazwę pompoir (czyt. pompuar).

W USA istnieją szkoły przyjemności, prowadzące naukę pompoir. Uczestniczki kursów w ciągu 6-9 miesięcy intensywnych i systematycznych treningów dochodzą do perfekcji w sahajoli. Wyćwiczone waginy mistrzyń pompoir wykonują mocne uciski, ruchy skrętne, pulsują i potrafią robić manewr wyciskania, przypominający dojenie krowy, a także są w stanie zgasić świecę. To jeszcze nie wszystko. Muskularna wagina potrafi ciskać z dużą siłą małymi przedmiotami, uprzednio w niej umieszczonymi.

Kabazza wbrew pozorom nie jest sztuką stworzoną wyłącznie dla męskiej przyjemności. Znacznie więcej korzyści daje ona kobietom. Panie ćwiczące mięśnie Kegla częściej miewają orgazmy waginalne i częściej doświadczają kobiecej ejakulacji. Zdobycie umiejętności pompoir przygotowuje ciało kobiety do porodu i ułatwia powrót do sprawności seksualnej po wydaniu dziecka na świat. Kabazza pozwala kobietom ustrzec się przed dolegliwością nietrzymania moczu i umożliwia im zachowanie sprawności seksualnej do późnej starości.

Nade wszystko, kabazza jest sztuką celebrowania zbliżenia, niezwykłym zespoleniem kochanków i mistycznym doświadczaniem orgazmu.

Kobieta i jej wczesniejsi partnerzy

Link do artykulu zostal usuniety bo ktos zglosil ten post jako nie odpowiedni. Tak wiec link zostal usuniety ale moja wlasna opinia na ten temat jest jednomyslna co mozna przeczytac ponizej. Zdaniem seksuologa nie powinniśmy wiedzieć o wcześniejszych partnerach. Artykuł typowy dla idiotów bo każdy uważa, że nie powinno się mówić o fakcie jeśli się z kimś spało ale trzeba uwzględnić, że nie każdy człowiek ma nie mówić, a jeśli zostanie spytany czy ktoś miał kontakt z inną osobą to co wtedy ? Oczywiście osoba, która jest nam bliska skłamie lub powie prawdę jeśli jest szczera. To jest tak bardzo proste ale tylko niektórzy to rozumieją i nie łamią reguł jeśli chcą mieć udany związek, a jeśli je łamią to związek się rozsypie. Można też zawsze łamać pewne reguły ale trzeba się liczyć jakie to będzie miało konsekwencje. W tym przypadku takie, że każdy związek się posypie.