piątek, 30 września 2011

Kobiety są coraz łatwiejsze

W męskim gronie, facetom (zwłaszcza tym nieszczęśliwym) nieraz zdarza się żartować, że czasem taniej jest po prostu skorzystać z usług profesjonalistki, niż starać się zaciągnąć dziewczynę do łóżka konwencjonalnymi metodami. Cóż, kiedyś może i owszem, jednak dziś ta prawidłowość nie jest już aktualna - wierzcie lub nie, ale cena seksu mocno spadła! I nie chodzi tu o prostytutki...

Nim jednak przejdziemy do opisu wpływu makro i mikrootoczenia ekonomicznego na cenę seksu, warto wcześniej wyjaśnić, co to tak właściwie jest oraz kto ją ustala - bank centralny, rząd, a może MFW? Na łamach "NY Post", Kathleen Voss z Uniwersytetu w Minnesocie wyjaśnia, że "Cena seksu to zbiór działań, jakie jedna strona musi przedsięwziąć, by zaciągnąć do łóżka drugą stronę. A więc w praktyce wydatek ten może sprowadzać się do zakupu pojedynczego drinka, lecz równie dobrze, aby osiągnąć cel, konieczny może być zakup obrączki." Pani doktor dodaje, że każdy mężczyzna ma inne metody oraz różną skuteczność, jednak ostatecznie seks wycenia się poprzez zsumowanie wszystkich wysiłków, jakie dany facet musiał podjąć by wejść w kontakt intymny z daną kobietą. I to właśnie jest cena seksu.

Naturalnie, podobnie jak cena innych dóbr konsumpcyjnych, tak i cena seksu podlega fluktuacjom - zmienia się w czasie i reaguje wahaniami na określone czynniki. Jakie? W grę wchodzą tu, przede wszystkim: podaż, popyt, technologia, outsourcing oraz sytuacja makroekonomiczna. W efekcie, ostatnio naukowcy podali do wiadomości, że cena seksu w 2011 roku jest najniższa od dawna, a to głównie ze względu na rozwiązłość dzisiejszych kobiet - w USA 25% pań ma "wskakiwać do łóżka" nowo poznanych mężczyzn już w pierwszym tygodniu znajomości. A więc podaż jest ogromna. Więcej, specjaliści uważają, iż koszt seksu spadł tak drastycznie, że 30% facetów praktycznie nie musi robić nic (czytaj: nie ponoszą oni żadnych wydatków), by wchodzić w intymne interakcje z kobietami. Ale dlaczego tak się dzieje - co się zmieniło?

Pozostańmy jeszcze na chwilę przy kwestii podaży - okazuje się bowiem, że ta znacznie przerasta popyt. Redaktorzy "NY Post" zauważają, że już na uniwersytetach kobiety przewyższają liczbą mężczyzn, nawet dwukrotnie, dlatego rodzi się między nimi konkurencja - swoista walka o facetów. Później natomiast, na dalszym etapie życia - kiedy dana dziewczyna odbiera dyplom i przenika do środowiska ludzi z wyższym wykształceniem, tam także dominują kobiety - jest ich więcej, przez co nie mogą sobie pozwolić na "kuszenie i wodzenie za nos" płci przeciwnej. I właśnie ten aspekt jest jednym z podstawowych założeń tzw. "seksualnej ekonomiki", tłumaczy on bowiem, dlaczego koszt seksu różni się w zależności od położenia geograficznego.


I tak, w państwach gdzie króluje równouprawnienie, a kobiety mają nieograniczone możliwości - podobnie jak faceci - seks jest najtańszy. Natomiast miejscach, w których płeć piękna plasuje się wyraźnie niżej w hierarchii społecznej, seks dla dziewczyn staje się ich jedyną "bronią", którą mogą coś ugrać - jak np. małżeństwo i dostatek dla swojego potomstwa. Owszem, zdajemy sobie sprawę, że takie skrajnie nieromantyczne podejście może budzić wybitnie negatywne emocje, jednak jak przekonuje Roy Baumeister z Uniwersytetu Stanowego na Florydzie, ta teoria po prostu się sprawdza.

"Kobieca seksualność wzbogacona jest o pewną dodatkową wartość, w przeciwieństwie do męskiej. Ponadto, to panowie bardziej pragną seksu. Dlatego, w zasadzie facet już od wieków wymienia różne dobra za seks z kobietami. Kobiety z kolei, handlują seksem w zamian za uwagę, promocje, pieniądze, czy opiekę", mówi Baumeister na łamach "USA Today". Jednocześnie - przeciwnikom takiego podejścia - przypominamy, że instytucja małżeństwa z miłości powstała dopiero kilka setek lat temu. Wcześniej pary kojarzono w taki sposób, aby sakramentem pieczętować interesy.

Powróćmy jednak jeszcze na chwilę do spadającej ceny seksu na zachodzie. Jak wiadomo, tam - w myśl założeń "seksualnej ekonomiki" - seks w zasadzie już od pięćdziesięciu lat nieustannie tracił na wartości, jednak dzisiaj jego cena notuje naprawdę skokowe spadki. Aby wyjaśnić ten mechanizm, nie wystarczy zadowolić się jedynie kwestią wzmożonej podaży - należy wspomnieć tu także o zdobyczach technologicznych, które przyczyniły się do pogłębienia tego trendu: a więc porno w jakości HD, darmowe zdjęcia i filmy w sieci itp. Warte odnotowania są również upadające morale społeczne, które owocują zwiększonym spożyciem alkoholu, który to z kolei ułatwia przełamywanie barier. No i nie zapominajmy o dziwnych tworach socjologicznych, typu "friends with benefits" (przyjaźń z bonusami, gdzie bonusem jest seks).

Wszystko to sprawia, że seks tanieje i coraz mniej mężczyzn godzi się na zapłatę najwyższej możliwej ceny za przyjemność - a za taką uważa się małżeństwo. "Jeśli dla jakiegoś młodego mężczyzny seks od początku jego dorosłego życia był towarem bardzo łatwo dostępnym, a do tego tanim, to co musiałoby go skłonić do uiszczenia kwoty tak dużej, jak cała przyszłość z daną kobietą?", pyta retorycznie socjolog z Uniwersytetu w Teksasie, Mark Regnerus. A czy istnieją jakieś wyraźne implikacje opisanych tu prawidłowości seksualno-ekonomicznych, czy to jedynie kolejne czcze wywody naukowe? Cóż, w USA - już od przeszło dekady - maleje odsetek żonatych w wieku 25-34 lata. Z każdym rokiem o 1%. Czy to faktycznie zgubny wpływ taniego seksu? A jak kształtuje się cena seksu w Polsce - czy jesteśmy konkurencyjni pod tym względem?

Top Model - szczęśliwa trzynastka


NewsTe dziewczyny płakały ze szczęścia!
skocz do show
"Top Model. Zostań Modelką" »
Znamy już dziewczyny, które zamieszkają w domu modelek! To właśnie one przeszły trening na Mazurach, który ostatecznie przekonał jurorów, że to te kandydatki powinny przejść do następnego etapu. Czy dobrze wybrali? A może kierowała nimi chęć uatrakcyjnienia programu dziewczynami, które zrobią zamieszanie, ale tak naprawdę nie mają szans na karierę modelki? Zobaczcie największe szczęściary "Top model"!

Pierwszy polski Marsz Puszczalskich!

Zaczęło się od seksistowskiego komentarza jednego policjanta, a skończyło na jednym z najgłośniejszych zjawisk światowego feminizmu. Chociaż nie, trudno powiedzieć, żeby ta akcja miała jakiś koniec. Slut Walks pojawiają się już wszędzie (Kanada, RPA, Niemcy, Indie) i nic nie wskazuje na to, żeby w najbliższym czasie zniknęły. 1 października w Gdańsku odbędzie się pierwszy polski Marsz Puszczalskich.

Skąd nazwa akcji? W styczniu tego roku kanadyjski konstabl Michael Sanguinetti wygłosił wykład na uniwersytecie w Toronto, gdzie próbował wytłumaczyć, w jaki sposób uniknąć można napadu i gwałtu. „Nie należy ubierać się jak puszczalska” wytłumaczył policjant, nie mając pojęcia, że tym określeniem wywoła wielką burzę i zainicjuje szaleństwo, które rozprzestrzenia się w błyskawicznym tempie na całym świecie.

Już w kwietniu w Toronto odbył się pierwszy Slut Walk, który zwrócić miał uwagę na wiktymizację wtórną ofiar gwałtu, które nie dość, że cierpiały przez swojego oprawcę, to jeszcze oskarżone zostały o prowokowanie bandyty. Bo miały za krótką spódniczkę. Albo za obcisłą bluzkę. „Sama się o to prosiła” - to argument usprawiedliwiający sprawcę, bo przecież jak miał się oprzeć tak ubranej kobiecie. To było silniejsze od niego.

Zdaniem wszystkich protestujących takie tłumaczenie jest niedopuszczalne. Dziewczyny pojawiają się na marszach często ubrane (albo i rozebrane) wyzywająco, ostro. A towarzyszą im transparenty z takimi hasłami jak „NIE znaczy NIE”, „To ubranie, a nie zaproszenie” albo „Gdyby mój strój był zaproszeniem, ubrana byłabym w kopertę”.

W Gdańsku także będą hasła, np. „Chodzi o szacunek”, „Mam prawo nosić dekolt” czy „Nikt nie zasługuje na gwałt”. A prowokujące stroje?
- Nie zachęcamy, żeby stroje były przesadnie obsceniczne – mówi Dobrochna Świątek, współorganizatorka wydarzenia. - Przewiduję, że ludzie nie przyjdą ubrani bardziej wyzywająco niż w piątkowy wieczór, kiedy idą zabawić się do klubu. Bo w tym wszystkim o to właśnie chodzi: dziewczyna, która chce poczuć się atrakcyjna i po prostu ładnie się ubiera, kiedy spotka się z przemocą seksualną, może usłyszeć, że „zasłużyła sobie”, bo miała niewłaściwy strój.
Dobrochna o idei Marszów Puszczalskich przeczytała w „Wysokich Obcasach”.
- Pomysł mi się spodobał i zaczęłam szukać informacji o organizatorach takich akcji w Polsce. Ale nie znalazłam. Dlatego postanowiłam zająć się tym sama.


Gdański Marsz Puszczalskich organizuje wspólnie z koleżanką, Nadzieją Wiarbouską. Pomagają także osoby z zaprzyjaźnionych organizacji, a także organizatorki Manify w Gdańsku. Zgłosiły się niektóre partie. Jednak dziewczyny postanowiły, że akcja pozostanie zbiorowym protestem osób prywatnych, a nie manifestacją polityczna.

Czy są już pierwsze reakcje na ich kontrowersyjny pomysł?
- Na naszej stronie na Facebooku pojawiły się różne komentarze, nie zawsze przychylne, dostaję także maile od osób, które nie rozumieją chyba o co w Slut Walks chodzi, ale ludzie przesyłają również słowa poparcia.

Jaką przewidują frekwencję?
- 100, może 150 osób.

Czy przewidywania się sprawdziły, sprawdzić można w sobotę o g. 15 pod kinem „Krewetka”. Tam Marsz Puszczalskich wystartuje, a zakończy się w okolicach fontanny Neptuna.

wtorek, 27 września 2011

Kobiety zdradzają częściej czy mężczyźni ?

To potwierdzone naukowo - panie są bardziej skore do figlowania na boku z obcymi, niż panowie. Ale dlaczego tak się dzieje? Jakie są ich motywacje?

"Cofee & Company" brytyjska firma zajmująca się kojarzeniem osób samotnych i spragnionych miłości, pokusiła się niedawno o skonstruowanie ankiety badającej skłonności do zdrady obu płci. Naturalnie, kiedy spytać samych zainteresowanych, zazwyczaj kobiety stwierdzają, że do wiarołomstwa zdecydowanie bardziej ciągnie mężczyzn, zaś panowie ripostują, iż to raczej właśnie kobiety mają większe inklinacje do niewierności. Ale kto ma rację?

Czas odłożyć na bok subiektywne przekonania i przyjrzeć się wynikom ankiety..

Otóż pośród respondentów odpowiadających twierdząco na pytanie: "Czy gdyby w twoim życiu pojawił się ktoś, kto zawróciłby ci w głowie, zdecydowałbyś się/ zdecydowałabyś się na zdradę swojego obecnego partnera z tą osobą?" znalazło się 9% mężczyzn oraz aż... 25% kobiet. Dodajmy tylko, że najbardziej skore do przeżycia romansu pozamałżeńskiego były bezdzietne dziewczyny w wieku od 35 do 40 lat. A czym argumentowały one swoją lekkość w zawiązywaniu nowych znajomości i przelotnych przygód łóżkowych?

Niestety, zawiedzie się ten, kto liczy na rozsądną i ożywczą rozprawę na temat podłoża niewierności - tłumaczenia pań nie są ani przekonujące, ani specjalnie odkrywcze. Część z nich stwierdza otwarcie, że czują się niespełnione seksualnie, bowiem seks w wydaniu ich partnerów ogranicza się najczęściej do pocałunku na dobranoc. Poza tym, na portalu "Your Tango" przeczytać można, że dla sporej grupy pań wystarczy, że seks stanie się przewidywalny, a już samo to niejako uprawnia je do poszukiwania głębszych doznań z kimś innym.

Reszta z 25% kobiet deklarujących otwartość na zdradę, zasłania się jakże wygodną klauzulą zaniedbania emocjonalnego. A mianowicie utrzymują one, iż są niedoceniane przez swoich partnerów, niezbyt adorowane, czy nawet ignorowane. Tym samym, romans staje się kompensatą chłodu emocjonalnego, jakiego dziewczyny doświadczają ze strony mężczyzn, z którymi niegdyś połączył je sakrament małżeński

Wyniki prezentowane przez brytyjski portal są tym bardziej niepokojące, że to kobiety są postrzegane - przynajmniej (i jak się okazuje tylko) w teorii jako orędowniczki szczerości i uczciwości małżeńskiej. Tymczasem okazuje się, że co czwarta nosi w sobie przyzwolenie na zdradę. Ileż lepszy byłby ten świat, gdyby panie stosowały się do własnych rad i otwarcie, w rozmowie, wyznawały partnerowi, że są nieszczęśliwe i, że najwyższy czas na zmiany, czy nawet krótką separację, pozwalającą nabrać dystansu. Bo czas spojrzeć prawdzie w oczy - zdrada i tak zazwyczaj prowadzi do rozstania (tylko 15% mężczyzn jest skłonnych wybaczyć niewierność), a do tego w strasznym stylu.

Łysienie - od strony medycznej

Czy Twoja czupryna doczeka późnej starości? A może już niedługo przyjdzie Ci czesać się gąbką? Jeśli chcesz, już teraz zdradzimy Ci, jak będzie...

Owszem, w przeważającej liczbie przypadków mężczyźni tracą włosy, ponieważ łysinę zapisaną mają w genach - jednak nie zawsze jest to regułą. Czasami bowiem, za wypadanie włosów odpowiadają na pozór banalne dolegliwości, leki, niezbilansowana dieta albo... niewłaściwy tryb życia. Dlatego, jeśli zauważyłeś u siebie pierwsze przerzedzające się połacie skalpu, nie przyjmuj tego bez walki, bo niewykluczone, że to nie wina genów, a złego prowadzenia się! Zobacz, gdzie czyha największe niebezpieczeństwo i jak się przed tym ustrzec!

Zacznijmy jednak od podstaw - jeśli mężczyźni w twojej rodzinie, z oczywistych powodów, nie musieli używać grzebienia, wówczas bardzo prawdopodobne, że i ciebie czeka podobny los. Mowa tu o łysieniu androgenowym, które jest dziedziczne. Ta odmiana łysienia związana jest z wrażliwością mieszków włosowych na testosteron. Hormon ten zostaje masowo wydzielany u mężczyzn w okresie dojrzewania, natomiast za sprawą enzymu 5-alpha-reduktazy przekształca się w dihydrotestosteron, a więc aktywną pochodną testosteronu, która osłabia działanie mieszków włosowych. W efekcie włosy słabną, tracą na długości i objętości, aż - po upływie pewnego czasu - zmieniają się w bezbarwny meszek. Niestety, z tym procesem walczyć się nie da. Ale z innymi... jak najbardziej!

Przykładowo, ostatnio "USA Today" podało do wiadomości publicznej wyniki badań doktora Behmana Guyurona z "Case Western Reserve School of Medicine", z których wynika, że bardzo częstymi przyczynami utraty włosów u mężczyzn jest nałogowe palenie papierosów oraz zwiększone spożycie alkoholu - a przecież już na to, człowiek jak najbardziej ma wpływ! Inne popularne katalizatory łysienia to np. niezaleczony łupież albo grzybica. Błędem jest także wystawianie skóry głowy na działanie palącego słońca, ponieważ to również może doprowadzić do przerzedzania się włosów - dlatego zawsze pamiętajcie o nakryciu głowy (zwłaszcza na wakacjach, bo przecież w Polsce słońce nas nie rozpieszcza). Tryb życia także odgrywa tu niemałą rolę. Naukowcy są zgodni co do tego, że mężczyźni leniwi, nie podejmujący żadnej aktywności fizycznej, a co za tym idzie tacy, którzy mają wysokie ciśnienie krwi również szybciej łysieją.

Z kolei, redaktorzy z portalu "Wisegeek" podają, że łysienie może być także spowodowane przewlekłymi chorobami, które przez tygodnie, jeśli nie miesiące stopniowo osłabiają organizm mężczyzny, pozbawiając go owłosienia. Dodatkowo, na objętość męskiej czupryny wpływ mają poważne zabiegi chirurgiczne, po których pacjent również przez znaczący okres czasu musi dochodzić do siebie. Co jeszcze? Cóż, warto wspomnieć o niektórych środkach farmakologicznych, które także zbierają swoje żniwo - mowa tu przede wszystkim o specyfikach rozrzedzających krew, czy pigułkach przyjmowanych przez osoby cierpiące na zaburzenia bipolarne.

Wreszcie, dwoma - szczególnie aktualnymi dzisiaj - powodami łysienia są: drakońskie diety i rozwody. Mężczyźni, którzy chcą być szczupli i atrakcyjni, a swej drogi do tego celu upatrują w głodówkach, pozbawiają się protein, żelaza i innych ważnych substancji, bez których rozwój włosa nie jest możliwy. Podobnie zresztą wygląda sytuacja w przypadku panów, którzy futrują się tzw. śmieciowym żarciem, zamiast porządnym, domowym jedzeniem. Z kolei rozwody to stres. Faceci martwią się, że stracą miłość, albo majątek, co powoduje u nich nawarstwianie się napięć, frustracji i właśnie tego toksycznego stresu. A to niechybnie odbija się na fryzurze.

Dlatego, panowie - jeśli w dalszym ciągu pragniecie imponować uczesaniem - miejcie na uwadze wszystkie opisane tu czynniki i dostosujcie swoje życie tak, aby zminimalizować prawdopodobieństwo wyłysienia. W końcu świecić gołą skórą głowy to nic przyjemnego, a w wielu przypadkach łatwo temu zapobiec...

środa, 21 września 2011

Wędzonki i szkodliwe związki

Czy tradycyjne wędzenie jest zdrowsze?

2011-09-21 15:31:44

Co prawda Polacy pokochali zbiorowe grillowanie, ale do łask powoli wraca też wędzenie. Wbrew pozorom do tego celu nie trzeba wcale budować dużej wędzarni, a czasami wystarczy tylko mała "wędzarka" turystyczna. Większość z nas przekonana jest, że takie mięso jest przede wszystkim smaczniejsze i zdrowsze niż produkty oferowane w sklepach. O ile smak jest sprawą gustu, o tyle kwestia zdrowotna wcale nie jest taka oczywista.

Wędzonki przygotowuje się głównie z surowców peklowanych. Dym usuwa część wody, powoduje zmiany w białkach, przez co mięso nadaje się do spożycia bez dodatkowej obróbki kulinarnej. Działa także bakteriobójczo i utrwalająco, stwarzając niekorzystne warunki dla rozwoju bakterii, zwłaszcza tych gnilnych. Uwędzony produkt zmienia swoje zabarwienie, smak, zapach. Na zewnątrz tworzy się podsuszona skórka, która utrudnia dostęp drobnoustrojów do głębszych warstw, przez co mięso jest odporne na procesy jełczenia.

Rakotwórcze związki

To tzw. dobra strona wędzenia. Jednak tradycyjny proces grozi też powstaniem wielu substancji rakotwórczych. Zacznijmy od tego, że w peklowanej żywności (czyli najczęściej zakonserwowanej w solance) i poddanej obróbce termicznej mogą tworzyć się szkodliwe nitrozoaminy. A ryzyko zachorowania na raka żołądka jest szczególnie wysokie przy dużym spożyciu peklowanego, mocno solonego i wędzonego pożywienia, w skład którego wchodzi saletra zawierająca azotan, która pod wpływem soku trzustkowego lub żołądkowego jest przekształcana przez bakterie w azotyny. Te z kolei mogą łączyć się z białkiem, znajdującymi się w pokarmach lub w organizmie, tworząc rakotwórcze nitrozoaminy.

Podczas wędzenia powstaje także bardzo niebezpieczny benzopiren, który zwiększa ryzyko rozwoju raka żołądka i jelita. Utrwalając mięso, wnika on do zewnętrznej powierzchni wędzonych produktów. Dodatkowym szkodliwym czynnikiem jest sadza. Ten uboczny produkt spalania jest wytwarzany przy każdym „dymieniu”, jeśli jednak mięso wędzone jest w niesprzyjających warunkach, jest go wiele więcej. Jeśli do wędzenia używa się tańszych, iglastych gatunków drewna, produkt końcowy, czyli to, co trafia na nasz stół, trudno nazwać zdrowym.

A jak wygląda sprawa supermarketowych wędzonek? Te są po prostu aromatyzowane „smakiem” wędzenia przez użycie tzw. preparatów dymu wędzarniczego, które powstałe w wyniku skroplenia dymu. Są to co prawda produkty naturalne, ale dla większości z nas nieco „oszukane”. Trzeba jednak pamiętać, że taki kondensat ma jedną zasadniczą zaletę - jest filtrowany w celu usunięcia z niego elementów smolistych i substancji rakotwórczych. Unia Europejska określa maksymalną zawartość tych związków. Mimo to trwają ożywione dyskusje co do szkodliwości poszczególnych frakcji aromatów i często ponawiane są próby wycofania wielu z nich.

W czym najlepiej?

Jeżeli jednak sami chcemy coś uwędzić – jak to zrobić? Wędzić można w różnych urządzeniach, nawet w przewodzie kominowym od trzonu kuchennego. Trzeba zamontować listwy do założenia drążków, na których powiesi się żywność. Najważniejsze jest drewno. Najlepsze jest z drzew liściastych, bez kory np.: bukowe, klonowe, dębowe, jesionowe, grabowe, akacjowe, a także owocowe - śliwki, jabłoni, gruszy czy klonu.

- To właśnie drewno właśnie nadaje kolor i smak wędzonce, dlatego tak ważne jest, które wybierzemy – mówi Józef Browarek, kucharz i myśliwy. - Nie polecam drzew iglastych, ponieważ przez dużą ilości żywicy żywność nabierze posmaku terpentyny i oblepi mięso sadzą. Wyjątkiem jest jałowiec.

Grusza nada barwę czerwoną, akacja i olcha - cytrynową, lipa, buk, jesion i klon - złocistożółtą, zaś dąb - brązową. Trociny można wykorzystać do zagęszczania dymu.

Czas wędzenia

Schab i kiełbasy wędzimy przez około 2 godziny. Szynki i balerony - przez ok. 5-6 godzin.
- Gdy mięso jest sprężyste to znaczy, że jest już gotowe. Jeśli uciśniemy je palcami i pozostanie wgniecenie, trzeba pozostawić je jeszcze w dymie – wyjaśnia Józef Browarek. - Najlepiej sprawdzić pierwszy raz po upływie godziny, a później już co 15 minut. Można zaopatrzyć się również w specjalny elektroniczny termometr, który wbijemy w mięso. Temperatura uwędzonego produktu powinna mieć 75 st. C.

- Uważajmy, aby nie przewędzić żywności. Zbyt duża temperatura sprawi, że wędliny będą suche, a skórka pomarszczona, przez co też mniej smaczne – dodaje kucharz.

Na gorąco

W zależności od temperatury dymu i czasu trwania wyróżniamy wędzenie na gorąco i na zimno. Pierwsza metoda odbywa się w temperaturze maksymalnie 80 st. C i trwa ok. 2 godzin. Nadają się do tego nieduże porcje mięsa (żeberka, drób), kiełbasy, ryby, owoce morza, a także sery. Należy je spożyć w krótkim czasie. Nie można ich przechowywać dłużej niż dwa tygodnie.

- Wędzenie w gorącym dymie sprawia, że produkty są nietrwałe, bo w ten sposób nie konserwuje się żywności. Zastąpi to jednak gotowanie i podpiekanie – mówi Józef Browarek.
Do takiej obróbki wystarczy beczka, koc i dziura w ziemi. O wysokości temperatury zależy także odległość paleniska od komory wędzarniczej. Powinno ona wynosić 1-1,5 m, a w wędzeniu na zimno nawet 5 metrów.

Na zimno

Tutaj temperatura nie przekracza 30 stop. C.

- Dym tak naprawdę powinien się lekko snuć wokoło mięsa – dodaje kucharz.- Ale wędzonki tak przygotowane są smaczniejsze i trwalsze.

Wędzenie kiełbas trwa ok 4 dni, a szynek nawet do kilku tygodni. Gotowy produkt można przechowywać nawet przez kilka miesięcy. Dobry do tej metody jest komin, gdzie odymiane odbywa się nawet kilka razy w ciągu dnia. Najlepiej przygotowywać tak mięsa peklowane.

Sprytne metody

Okazuje się, że i także w tej dziedzinie pojawiają się podróbki. Przykładem są oscypki. Duże zainteresowanie turystów sprawiło, że górale nie nadążając za ich produkcją znaleźli sposób zastępczy. Moczyli je w kawie lub karmelu, co dawało brązowy wygląd charakterystyczny dla wędzonych potraw. Niestety, nie smakowały już tak jak powinny.

just/mmch

http://kuchnia.wp.pl/zyj-zdrowo/health/1096/1/1/czy-tradycyjne-wedzenie-jest-zdrowsze-.html

Marina wkracza do akcji

Singiel „Electric Bass", promujący płytę Mariny Łuczenko zatytułowaną „HardBeat”, będzie miał swoją premierę już na początku października. Utwór zaskakuje nowoczesną, nietypową konstrukcją i elektryzującym brzmieniem. Do singla powstał teledysk. Reżyserem videoclipu jest Antoni Nykowski, a zdjęcia zrealizowane zostały na wyspie Fuerteventura.

Jak zapowiada artystka, będzie to światowa produkcja na najwyższym poziomie. Czy dojdzie do wstrząsu na polskiej scenie muzycznej i królowa Doda straci koronę?

http://muzyka.wp.pl/gid,633530,title,Marina-wkracza-do-akcji,galeria.html

poniedziałek, 19 września 2011

10 rzeczy których nie wiesz o całowaniu

Pocałunek to tylko początek
Czy wiesz, jak najbardziej lubią się całować mężczyźni? Jak najlepiej zabrać się do rzeczy? Jakie pocałunki są najprzyjemniejsze? Zapoznaj się z naszymi radami!

W ustach jest nawet 100 razy więcej zakończeń nerwowych niż w opuszkach palców! Wargi są unerwione i pokryte niezwykle wrażliwą skórą. Umiejętne dotykanie warg – chociażby w czasie pocałunku – potrafi wywołać reakcję, której echa czuć nawet w okolicach miednicy… Właśnie tam są zakończenia tych receptorów, które zaczynają się w ustach. Dlatego całusy przed, podczas i po seksie mogą być niesamowicie podniecające i przyjemne.

Na podst. Cosmopolitan, Anna Dąbkowska (ada/pho)

40 proc. mężczyzn twierdzi, że…
…naprawdę długi i namiętny pocałunek sprawia, że od razu są gotowi na seks. Zresztą dla facetów to wstęp do seksu, a dla kobiet – niekoniecznie. Pocałunek może znaczyć przecież znacznie więcej niż gra wstępna. Poza tym dla mężczyzn liczy się namiętność, a ich partnerki wolą dłuższe, ale delikatniejsze pocałunki.

Uważaj na przelotne pocałunki w policzki
Jeśli twój jedyny na pożegnanie tylko muska twój policzek ustami, może to oznaczać, że jest zamknięty w sobie i nie lubi okazywać uczuć. Jeśli robi tak dopiero od niedawna, to może to być dla ciebie ostrzeżeniem: może ma wątpliwości co do waszego związku. Uwaga! Rozmaite badania potwierdzają, że pocałunki to nie tylko oznaka uczuć, ale też sposób na wymianę biochemicznych informacji, więc może być w tym ziarno prawdy.

Jak szybko podnieść temperaturę pocałunku?
Jeśli całujecie się na stojąco, ale niezbyt blisko siebie i nie obejmując się, zetknijcie się biodrami. W ten sposób od razu zrobi się goręcej… Kiedy narasta podniecenie, przyspiesza też oddech i tętno, organizm dostaje więcej tlenu i krew zaczyna szybciej krążyć. Wtedy też wydzielają się endorfiny – znane jako hormony szczęścia. Same plusy!

Całusy w ucho
Mężczyźni je uwielbiają! Najlepiej pocałować i possać płatek jego ucha przez chwilę, a potem koniuszkiem języka obrysować małżowinę. Jeśli przy tym jeszcze wyszepczesz coś niegrzecznego, efekt murowany!

Po co te francuskie pocałunki?
Jak głosi nowa teoria, francuskie pocałunki służą mężczyznom do tego, by przekazywać swoim partnerkom podnoszący libido testosteron. Tak więc kiedy on staje się nieco zbyt namiętny, nie chodzi tylko o jego pożądanie – chodzi też o twoje. Mężczyźni lubią też pocałunki „mokre”, z dużą ilością śliny, a stopień nawilżenia pocałunku może być równoznaczny ze stopniem podniecenia partnerki.

To nie szkodzi, że źle całujesz
Zapytani o to, czy poszliby do łóżka z kobietą, która źle całuje, większość mężczyzn odpowiada, że tak. Kobiety mają większy problem z tym, żeby wejść w intymny kontakt z facetem, który ma poważne braki na tym polu. Pocałunki służą nie tylko do zainicjowania seksu czy zbadania temperatury uczuć w związku, mogą też być niejako testem wartości przyszłego kochanka czy kochanki. Kobiety kładą znacznie większy nacisk na udane pocałunki. Dla mężczyzn nie ma to aż takiego znaczenia – oni mają inne priorytety.

Kiedy delikatne całusy to za mało
…idźcie na całość. Podczas namiętnego pocałunku serce bije szybciej i łatwiej jest osiągnąć orgazm. Całowanie się jest na dodatek dobre dla zębów, bo w jamie ustnej zwiększa się produkcja bakteriobójczej śliny, a także dla skóry twarzy – intensywnie pracują wtedy mięśnie twarzy, co poprawia ich elastyczność i zapobiega starzeniu, a także rozluźnia mięśnie skurczone przez stres, co pomaga likwidować zmarszczki.

Robi to ponad połowa kobiet
54 proc. kobiet w wieku 18-24 lat twierdzi, że całowało się z dziewczyną. W grupie wiekowej 25-34 odsetek ten spada do 43 proc., ale nadal pozostaje dość wysoki.

W średniowieczu...
…ludzie podpisywali umowy prawne, stawiając u dołu dokumenty „X”, a potem całując to miejsce, by złożyć obietnicę honoru. W ten sposób XX albo XO stało się skrótem dla całusa.

Na podst. Cosmopolitan, Anna Dąbkowska (ada/pho)

http://kobieta.wp.pl/gid,13801634,img,13801723,kat,67116,title,10-rzeczy-ktorych-nie-wiesz-o-calowaniu,galeriazdjecie.html

środa, 14 września 2011

FaceBooka atakuje porno spam ;o


Porno-infekcja na Facebooku
FB Facebook porno aplikacja spam sex seks
Kilka dni temu na portalu Marka Zuckerberga spamerzy opublikowali ostre porno - donosi amerykański dziennik "New York Post". Zakazane na Facebooku kadry pojawiły się na stronie popularnej aplikacji.
Użytkownicy rzeczonej aplikacji, (której nazwy gazeta nie podaje, wiadomo tylko, że służy do eksportu zdjęć bezpośrednio do FB), byli zaskoczeni, kiedy na wallu znaleźli wymowne obrazki przeznaczone tylko dla widzów dorosłych.

Rzecznik Facebooka wyjaśnia, że portal nie padł ofiarą hakerów, lecz spamerów: "Zamykamy wszystkie spamerskie aplikacje natychmiast po ich wykryciu" - mówi na łamach "NYP". Podkreśla także, że społecznościowy gigant cały czas pracuje nad poprawą narzędzi służących do wyrzucania śmieciowych aplikacji z portalu.

Co ciekawe administratorzy Facebooka polegli w przypadku rzeczonej appki ze spamerami. Kilka godzin po usunięciu niewłaściwego kontentu z fan page'a porno wróciło jak bumerang.

Czy cenzurowanie Fejsa w ogóle ma sens?

http://www.fejsik.pl/Porno-infekcja-na-Facebooku-a2143

Pomnik Amy Winehouse na Pradze

Podobno przedawkowała narkotyki. Przypadkowo wpadłem na news i tak oto zagościł na blogu. Umieszczam to głównie dlatego aby uzmysłowić innym jak trudne może stać się życie w pewnym momencie i nie wszystko jest takie kolorowe jak byśmy chcieli.

wtorek, 13 września 2011

Najbardziej apetyczny kolor w kuchni.


Jaki kolor jest najbardziej apetyczny?

2011-09-13 12:18:14

Nie od dziś wiadomo, że starannie przygotowane potrawy są o wiele bardziej atrakcyjne niż te, które są jedynie niechlujnie rzucone na talerz. Nie na darmo mówi się, że pierwsze wrażenie jest najważniejsze. W kuchni nie chodzi jednak tylko o ekstrawagancki wygląd jedzenia, ale przede wszystkim o jego kolor. Skoro rzeczywiście „jemy oczami”, to jaka barwa „smakuje” nam najbardziej?


W procesie ewolucji nasz mózg wykształcił takie mechanizmy, przez które o wiele trudniej jest nam prawidłowo rozpoznać smak jedzenia, jeżeli jego barwa nie zgadza się z naszym doświadczeniem. Naukowcy z University of Stirling sprawdzili tę prawidłowość na przykładzie napojów. Kolor soku czy drinka powinien nam podpowiedzieć, jaki to smak, bo w hierarchii zmysłów wzrok zajmuje znacznie wyższą pozycję niż smak i zapach. Gdy więc widzimy napój o kolorze pomarańczowym, mózg spodziewa się smaku zbliżonego do pomarańczy. Jeśli jednak napój pomarańczowy zabarwimy barwnikiem np. o kolorze zielonym, nasz mózg przygotowany jest na sok jabłkowy i dziwi się, gdy kolor nie współgra ze smakiem.

Podobną prawidłowość wykazali naukowcy z University of Washington. Jeżeli nie widzimy, co pijemy – zazwyczaj trudno nam rozpoznać smak. W badaniach ochotnicy mylili np. sok wiśniowy z… kwasem cytrynowym, chociaż we wcześniejszych próbach – widząc barwę napoju – nie mieli najmniejszych kłopotów z identyfikacją.

Firmy produkujące żywność wiedzą o tym, że kolor jest wyjątkowo ważny. Co wybralibyśmy w sklepie - masło białe, blade i nieapetyczne czy raczej żółte, wyglądające zdrowo i świeżo? Wiadomo, że skusimy się raczej na wersję żółtą, czyli potraktowaną czerwonym barwnikiem - karotenem. W naturze bowiem masło jest białe i takie powinniśmy nazywać naturalnym. Jednak ludzi przyciągają ciepłe kolory i dlatego wydaje nam się, że żółte masło jest lepsze, co wykorzystują producenci. Podobnie sprawa się ma np. z jajkami. Piękne, pomarańczowe żółtko od kur z przemysłowej hodowli? Niby niemożliwe, ale jeśli kura ma w paszy barwnik, łatwiej to osiągnąć.

Jeszcze lepiej „smakuje” nam czerwony. To właśnie on znajduje się na czele barw najbardziej pobudzających apetyt. Odpowiada za emocje i podnosi ciśnienie. Zresztą nie tylko czerwone jedzenie, ale także dodatki np. w kuchni czy restauracji sprawiają, że cieknie nam ślinka. Zresztą połączenie najbardziej apetycznych kolorów, czyli właśnie żółtego i czerwonego wykorzystują bardzo często bary, gospody czy sieciowe lokale, by przyciągnąć do siebie klientów. Odpowiednie logo lub szyld to duży atut.

Smakuje nam więc wszystko, co jest żółte, czerwone, a także zielone - takie barwy znajdziemy w naturze. Zielony kojarzy się ze świeżością, witalnością i zdrowiem. Dlatego listek sałaty i plasterek pomidora świetnie sprawdza się nawet przy wyskokalorycznym schabowym. Przynajmniej „na oko” takie danie wygląda zdrowo.


A rzadziej spotykane kolory? Czy ktoś z czystym sumieniem mógłby powiedzieć, że lubi potrawy w kolorze niebieskim (z wyjątkiem likieru curacao i zupy zrobionej przez Bridget Jones)? Raczej nie. Chociaż niebieski jest jednym z najbardziej popularnych kolorów, jest też jednym z najmniej apetycznych. Na szczęście niebieskiego pożywienia w naturze raczej nie znajdziemy (nie licząc np. jagód czy borówek amerykańskich).

Eksperci żywieniowi doszukują się powodów niechęci w kolorze pleśni i zepsutej żywności, czyli niebieskim, a także fioletowym lub czarnym. Mamy zakodowane, by tych kolorów nie kojarzyć ze zdrowym jedzeniem.

Wystarczy spojrzeć na świat przez niebieskie okulary. Obojętnie, co leży na talerzu i tak w tej barwie będzie wyglądało ohydnie. Kurczak nie wygląda już tak smacznie, kiedy nie widzimy koloru przypieczonej rumianej skórki. Sałatka warzywna traci całą atrakcyjność, gdy wszystkie jej składniki mają jednostajny, nienaturalny kolor. Wykorzystują to zjawisko dietetycy. Japońscy naukowcy stworzyli niebieskie okulary o nazwie Blue Shade Glasses, po założeniu których jedzenie wygląda mniej atrakcyjnie. Wielu dietetyków radzi np. jeść na błękitnej zastawie. Podobno szybciej stracimy apetyt.

Podobnie jest z kolorem czarnym. Na palcach ręki można policzyć naturalnie występujące czarne jedzenie - kawior, atrament z kałamarnicy używany do barwienia makaronów, niektóre grzyby. Jednak w kulinarnych albumach nie znajdziemy zdjęć potraw, w których czarny dominuje. Powód jest ten sam, jak w przypadku niebieskiego - mamy wrażenie, że jak coś jest czarne, to znaczy, że brudne i niezdrowe.

Muzułmańskie seks-DVD! Oficjalny obieg!

Świat muzułmański raczej nie kojarzy się bogatą ofertą edukacyjną w dziedzinie seksu, nie mówiąc już o jakiejkolwiek goliźnie czy erotyce. Wiedzę na temat płciowości czy też seksu zazwyczaj przekazywano tam w domu czy grupach rówieśniczych. Iran i edukacja seksualna w oficjalnym obiegu? Do tej pory wydawałoby się to niemożliwe. A jednak!

Powstał pierwszy film DVD dotyczący ludzkiej seksualności dopuszczony do sprzedaży w irańskich... aptekach.

Film edukacyjny, którego tytuł można mniej więcej przetłumaczyć jako "Ukochany towarzysz" czy też "Ukochana towarzyszka", zyskał oficjalną aprobatę zarówno Ministerstwa Zdrowia, jak i irańskiego Ministerstwa Kultury. Ale nie było łatwo. Obie instytucje początkowo nie chciały mieć z przedsięwzięciem nic wspólnego, ale Mohammad Reza Alizadeh nie poddał się i sfinansował projekt z własnej kieszeni: "Mieliśmy problemy zarówno z Ministerstwem Zdrowia, jak i kultury. Doszło do tego, że stwierdziłem, że podejmuję ryzyko i produkuję DVD z własnej kieszeni".



Ryzyko się opłaciło - po dwóch latach od rozpoczęcia produkcji film znalazł się na półkach z oficjalnym "błogosławieństwem" państwa. Sprzedaje się niczym świeże bułeczki...

Aptekarze z centrum Teheranu nieoficjalnie mówią o 300-500 egzemplarzach filmu sprzedawanych tygodniowo w kwocie około 4 dolarów za sztukę. Oczywiście posiadanie odpowiedniej ilości pieniędzy nie oznacza od razu, że można stać się posiadaczem rewolucyjnej, jak na irańskie warunki, produkcji - potencjalny nabywca musi mieć skończone 18 lat.

To jednak nie problem, ponieważ największym zainteresowanie cieszy się wśród młodych małżeństw - to zresztą do nich adresowana jest kampania reklamowa z obrączkami na obrazku i hasłami: "Nie martw się już więcej" i "Wspaniały prezent dla małżonków".

Dla przeciętnego Europejczyka wspomniane DVD to raczej rozszerzona lekcja biologii - można na nim zobaczyć m. in. drogę plemnika do komórki jajowej, zapłodnienie, rozwój płodu, a także szczegóły anatomiczne układu płciowego. Oprócz tego przedstawione są wypowiedzi wielu muzułmańskich ekspertów, którzy objaśniają zdezorientowanym widzom prawidłowości, jakimi rządzi się ludzka płciowość i seksualność.

Mimo, że irańskie DVD to z pewnością żadna nawet "Kamasutra dla ubogich", to jednak cieszy się ogromną popularnością wśród... dojrzałych kobiet, których mężowie nie są zadowoleni z pożycia i myślą nad kolejnym ożenkiem: "Mój mąż mówi, że jest niezadowolony z tego, co ma w domu i weźmie sobie drugą żonę, jeśli czegoś nie wymyślę. Przyjaciółka poradziła mi kupić to DVD" - przyznaje nieśmiało jedna z klientek.

Mimo że DVD sprzedaje się dobrze nawet w bardzo religijnych dzielnicach, dla szczególnie wstydliwych uruchomiono możliwość sprzedaży internetowej.

Erotyczny trójkąt zakończył się śmiercią!

Włoska prokuratura postawiła 42-letniemu mężczyźnie zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci swojej 24-letniej dziewczyny, która udusiła się podczas "seksualnej gry" - podaje agencja AFP.


O zdarzeniu, do którego doszło w Rzymie, włoskie media poinformowały w niedzielę. Para i ich przyjaciółka spędzili noc w jednym z nocnych klubów, gdzie spożywali alkohol i zażywali narkotyki. Po imprezie cała trójka postanowiła zabawić się w "seksualną grę".

42-latek związał obie kobiety japońską techniką "Kinbaku Shibari", stosowaną do celów erotycznych przez niektórych sadomasochistów. Następnie powiesił je dwa metry nad ziemią.

Rezultat niebezpiecznej zabawy okazał się tragiczny. Kiedy mężczyzna zorientował się, że obie kobiety są nieprzytomne, odciął je i wezwał pomoc. Niestety jego dziewczyna udusiła się i zmarła na miejscu. Przyjaciółka pary została przewieziona do szpitala.

Początkowo sprawca tragedii został oskarżony o morderstwo, jednak wstępne dochodzenie wykazało, że "zabawa" odbyła się za zgodą wszystkich stron. - Nikt nikogo nie zmuszał, obie się zgodziły. To straszny wypadek - powiedział zdruzgotany mężczyzna organom ścigania.

niedziela, 11 września 2011

Najdroższy wibrator na świecie. Bo z diamentami.

Francuzka firma Maison Victor wprowadziła do sprzedaży wibrator z białego złota wysadzany 117 diamentami.

Cały przyrząd wysadzany jest 18-karatowymi diamentami. Jego cena 40,000 euro, w złotówka to, bagatela: 160 tys.

Jean-Francois Tokars a manager firmy wyjaśnia, że Ta luksusowa zabawka została zaprojektowana dla bogaczy, którzy pragną, żeby ich miłość wyglądała wyjątkowo. To "very high-end product".

Lana Sutra

Wełna i nić splata się wzajemnie tworząc nowy materiał.