wtorek, 12 lutego 2013

Mlode Mamy

Sylwia Chutnik
Dzieci rodzą dzieci. Najczęściej są one "owocami" wpadki lub pierwszego razu. W kraju, gdzie edukacja seksualna praktycznie nie istnieje, a młodzież czerpie wiedzę z filmów porno bądź internetu, takie ciąże nie powinny dziwić.


Chociaż najpopularniejszy środek antykoncepcyjny, prezerwatywę, można kupić nawet w sieciowych drogeriach, to należy jeszcze mieć go za co kupić i wiedzieć, co z nim zrobić. No i nie wstydzić się podejść z nim do kasy. A przede wszystkim trzeba odwiedzić ginekologa. I tutaj zaczynają się schody. Rodzice boją się własnych dzieci oraz trudnych tematów i liczą na to, że edukacja nastąpi na boisku szkolnym. Niektórzy sądzą, że nieporuszanie tematu opóźni rozpoczęcie współżycia seksualnego - "zamknę oczy, to nic się nie wydarzy".

Otóż wydarzy się. W Polsce około 20 procent dzieci w wieku 13-15 lat ma już za sobą inicjację seksualną (dane z 2010 r.). Co roku około 20 tysięcy dziewcząt przed 19. rokiem życia rodzi dzieci. Że już nie wspomnę o aborcjach dokonywanych przez te, które na to stać. Nastomatki - często kiedy zwykle zaczyna się macierzyństwo, one są już samotne, do tego dochodzi brak akceptacji najbliższych. O ile teoretycznie szkoły mają obowiązek pomagać uczennicom z dziećmi, to w praktyce kończy się to "dobrowolnym opuszczeniem placówki edukacyjnej". Wszystko zależy od dyrekcji i jej nastawienia.

Warto też wspomnieć o tych dziewczynach, które zaszły w ciążę, bo chciały. Chciały mieć kogoś do kochania i kogoś, kto by je kochał. Bezwarunkowo. Był ich na zawsze. Trochę jak zabawka, a trochę jak erzac wszystkich uczuć, których pozbawiono je w dzieciństwie. O takich dziewczynach nakręciła film Katarzyna Rosłaniec, reżyserka "Galerianek", która ma ucho i oko do współczesnych problemów młodzieży. Swój najnowszy obraz (właśnie miał premierę) zatytułowała "Bejbi blues". Wyrażenie to oznacza melancholię po urodzeniu dziecka. "Blues" to też tęsknota za uczuciem i zainteresowaniem ze strony innych.

Film opowiada o macierzyństwie wbrew metryce i warunkom rodzinnym. Matka bohaterki zostawia mieszkanie i tak naprawdę ucieka od córki, która próbuje stworzyć związek z ojcem dziecka. Ten jednak woli snuć się z deską po mieście i podrywać nowe laski. A dziewczyna spędza czas z dzieckiem, ubiera je w stylu podobnym do swojego, bo "interesuje się modą". W przyszłości chce być projektantką, chodzi więc z synem na castingi, próbuje zaczepić się w designerskim sklepie. Stara się coś w życiu zmienić, stać się niezależna finansowo.

Jednocześnie to typowa nastolatka - lubi imprezy, używki, wyjścia z koleżankami. W tym pęknięciu - rozdarciu między młodością a dojrzałością - jest najwięcej realizmu. Nic nie jest czarno-białe, bo 17-letnia dziewczyna miota się między opieką nad dzieckiem a opieką nad samą sobą. Nie chcę zdradzać całej historii, bardzo denerwują mnie recenzje informujące o zakończeniu filmu, ale "Bejbi blues" jest wstrząsający i ponury, mimo barwnej scenografii i wymyślnych strojów bohaterów. Wszystko dlatego, że widzimy dziewczynę, która tylko podejrzewa, jak zająć się dzieckiem, ale nie wie tego na pewno. Dorośli są zagubieni lub po prostu źli. Skąd zatem czerpać wzorce, bo przecież nie od koleżanki wciągającej w toalecie koks czy chłopaka wykorzystującego dziewczyny w zamian za obietnicę pracy.

Tylko dziecko gwarantuje stabilność uczuć. Przytula się we śnie, nawet po imprezie. Zjada cokolwiek, na co starczy pieniędzy, może zostać u sąsiadki. Mało płacze. Jest. "Bejbi blues" momentami bywa szokujący, kiedy pokazuje głupotę nastolatki. Zaczynamy jej współczuć, ale ona nagle robi coś takiego, że tracimy resztki naszych pozytywnych uczuć i jesteśmy na nią wściekli. Film jest też tragikomiczny - chwilami odpychający, chwilami groteskowy. Takie samo rozchwianie możemy zaobserwować na teen blogach prowadzonych przez nastolatki, gdzie jeden wpis celebruje myśli samobójcze, a kolejny dotyczy fantastycznej imprezy. Pomieszanie z poplątaniem.

Na pewno nie kojarzy się to z odpowiedzialnością potrzebną do wychowywania dzieci. Ale nie oznacza to, że nastoletnie matki muszą być z gruntu złe, niestabilne emocjonalnie. Znam wiele 40-latek o mentalności gimnazjalistek, które mają dzieci. Chodzi o to, aby u nieletnich wzmacniać te cechy, które pomogą w wychowywaniu dzieci, ale tu znów wkraczamy na obszar: "A gdzie są dorośli i co z ich odpowiedzialnością?". Po obejrzeniu filmu sama miałam nastrój bluesowy. Co można zrobić, aby uniknąć takich sytuacji? Moja dusza społecznika od razu chciałaby wymyślić jakiś projekt, jakąś kampanię. Nagłaśniać, pomagać. Tylko że potem przychodzi refleksja: czy uda się tak zmienić relacje międzyludzkie, aby sprawdzały się wszędzie i u wszystkich?

Najlepsza ustawa nie spowoduje, że młode dziewczyny rodzące dzieci będą miały wsparcie ze strony otoczenia i jeszcze w ekspresowym tempie nauczą się być mamami (bo nie wystarczy tylko być, trzeba posiadać jeszcze instynkt). Polecam "Bejbi blues", bo warto wiedzieć, co się dookoła nas dzieje. Film jest trudny w ocenie, z końcówką "siedzącą w sercu jak drzazga". Mocny i wcale nie w rytmie bluesa, raczej heavy metalu.

wp.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Na luzie ;e